Dzisiaj szukając porcji motywacji i inspiracji natknęłam się na bloga pewnej dziewczyny, a właściwie to już dojrzałej kobiety, która spowodowała swoją osobą, bez żadnej świadomości, spowodowała u mnie lawinę przemyśleń...
Zapewne część z was już wie o kim mowa, na facebooku nie omieszkałam wspomnieć co nieco..
Przedstawiam wam Panią Lauren Harris.
Niezła, co? :) [tu by się przydała emotikonka <cwaniak>]
Przeczytałam na jej blogu, do którego podaje wam linka poniżej, cały dział o mnie i jestem pełna podziwu dla wytrwałości, zapału, właściwie dla wszystkiego.
POLECAM ZERKNĄĆ
Widzę tam w pewnym sensie siebie. Cała droga jaką ta babka przeżyła od postanowienia, od liceum właściwie do tej pory.
Moje wnioski dla mnie:
Przede wszystkim stwierdziłam, że za dużo jem.
Przejadam się, najadam, dojadam.. tak strasznie lubię jeść!
Doszłam do oceny swoich poczynań...
właściwie nie wiem dokładnie kiedy podjęłam decyzję. Odkąd mam kartę Multisport ćwiczę, mniej więcej od kwietnia-maja, po 2-3 razy w tygodniu... ale wtedy jeszcze nie załapałam "bakcyla".
Mniej więcej 8 tygodni temu zaczęłam na prawdę ćwiczyć i starać się dobrze jeść - dobrze, mam na myśli zdrowo.
Jak mi idzie?
W skali 1-5, gdzie 1 oznacza kiepsko, a 5 oznacza mistrza.
Aktywność fizyczna - dałabym sobie mocne 3, naprawdę. Jestem z siebie dumna. Dużo ćwiczę - głównie fitness na stepie - fat burning, do tego ABT, czasami PUMP (taki fitness ze sztangą - coś ala zorganizowana siłka), STEP&SHAPE, ostatnio nawet byłam na tym całym crossficie. Czasami jestem 5 razy w tygodniu na fitnessie, czasami mniej, czasami po 1h, czasami po 2.. mam swoje ulubione zajęcia, a czasami chodzę na jakieś inne. Ostatnio wychodziło mi po 6-7 h fitnessu tygodniowo. Ostatnie 2-3 tygodnie trochę mniej, ale mimo wszystko jest dobrze.
Kondycja coraz lepsza. Wytrzymałość też. Ćwiczenia, których kiedyś nie byłam w stanie praktycznie wykonać teraz już nie są dla mnie dużą trudnością.
Nogi mam już mega twarde, uda jak ze stali ;) jeszcze tylko wewnętrzna strona ud do dopracowania. łydki są ok. Nawet biceps się zaczął wyłaniać gdzieś tam. Ale brzuch ? straszny .
Czuję pod tą grubą warstwą ochronną skałę, mega twarde mięśnie. Ale co z tego skoro ich nie widać? :( i brzuch to już kwestia diety.
Jedzenie - 1,5. Serio. Beznadzieja. I to jest mój obszar do doskonalenia na najbliższy czas.. na całe życie właściwie. Bo chcę aby moja dieta, to nie był plan żywieniowy na tydzień, miesiąc, czy rok. Chcę po prostu zmienić swoje nawyki. Trochę mi wychodzi, ale właściwie więcej jest tego trochę nie.
Przede wszystkim - za duże ilości. Zaczynam warzyć, mierzyć, liczyć.
Częstotliwość - myślę, że tutaj niewiele mam sobie do zarzucenia, 4 lub 5 posiłków, w odstępach około 3-4 godzinnych.
Kolejna sprawa - jakość jedzenia. Wydaję mnie się, że .. około 2 na 5 posiłków jest prawidłowa pod względem jakości.
Najlepiej mi idzie rano i w pracy. Jem zdrowe płatki, zdrowe serki, jogurty, jajka, pieczywo żytnie.. takie tam różne,chyba dosyć dobrze zbilansowane posiłki.
Najgorzej jest z obiadami i posiłkami po fitnessie..
I tutaj pojawiają się pewne wymówki, problemy, uleganie pokusom..
Trzeba to poprawić.
Trochę się sama zagubiłam już co powinnam jeść, ile czego i w ogóle o co w tym wszystkim chodzi.
Byłam kiedyś u dietetyczki i dostałam od niej plan żywieniowy na tydzień - chudłam wtedy ok. 0,5 kg tygodniowo, przez jakieś 2-3 tygodnie, dopóki nie zrezygnowałam.
Może wrócić do tego planu?
Nie umiem jeść.
Macie dla mnie jakieś porady :( ?
P.S. Wybacz czytelniku drogi, jeżeli dobrnąłeś do końca za brak ładu i składu. Polonistką nie byłam nigdy, a teraz jestem śpiąca i z jednej strony smutna, a z drugiej zmotywowana.
Dobranoc.